Nie posiadam się z radości,
Że nie muszę wbijać kości
W twarde ławy stadionowe
I zachodzić przy tym w głowę,
Czy mnie słońce będzie prażyć,
Czy też deszcz się może zdarzyć.
Dużo mam ciekawsze życie,
Bo nie muszę wstać o świcie,
Mrużąc oczy z niewyspania,
Myśleć, że mam do zabrania
Pióro oraz dwa termosy
I kanapek całe stosy.
Wielka radość mnie rozpiera,
Bo mi doktryn nikt nie wpiera,
Nauk, co są nie do obrony,
Wiedząc dobrze, żem zmęczony.
(Trudno w stanie bliskim schizy
Zdobyć się na analizy).
Ktoś by
rzekł tu: – Przecież teraz
Upał nam
już nie doskwiera,
Deszcz
też nam nie grozi wcale,
Mamy
przecież swoje Sale,
Tam pod
dachem i wygodnie,
Można
poczuć się swobodnie.
Czy
swobodnie? Bardzo wątpię!
Przecież
się podlega klątwie,
Gdy się
chce przedyskutować
Ledwie
co słyszane słowa.
Nie ma
miejsca tu na spory…
Przecież
to jest system chory!
Niech tu
kitu nikt nie wciska,
Nadal w
modzie są boiska,
Bo nie
wszędzie stoją Sale,
A jak
są, to i tak wcale
Nie
zaprasza się tam gości,
Bo się
robi oszczędności (?).
Aby
światło dać widowni,
Trzeba
płacić elektrowni.
Na
stadionie zaś wystarczy
Lampa ze
słonecznej tarczy.
Zaś z
tytułu tego zyski
Lepiej
dać do CK miski.
Gdy
przypala ludzi słońce,
To jest
wszystko „budujące”,
Każdy
marzy o finale,
Nie chce
mu się myśleć wcale,
Zresztą
nikt tu nie docenia
Jakichś
dysput czy myślenia.
Na
stadionie czy na Sali
Ważne,
by wszyscy klaskali,
Wszyscy
z wszystkim się zgadzali,
A nie
wciąż dyskutowali.
Bo
dyskusja jedność burzy,
Więc
nikomu to nie służy.
Dawnom
skończył już z kongresem,
Przepadł
dla mnie on z kretesem,
Gdy raz
mówca w przemówieniu,
W
podnieceniu, w głosu drżeniu,
Kazał
wszystkim oponentom
Cenić
„kanał” jak rzecz świętą.
Gdy się
całkiem przekonałem
(Bo już
wcześniej to widziałem),
Że tu
prawda się nie liczy,
Wręcz
jej sobie nikt nie życzy,
To
nabrałem przekonania:
Nie mam
tu nic do szukania.
Od tej
pory mam już spokój.
Widzę
jak każdego roku,
Nadal
się ogłupia tłumy,
Czyniąc
z prawdy rodzaj gumy,
Ciągnąc
ją w lewo lub w prawo,
Byle
tłumy biły brawo.
Nie chcę
mieć z tym nic wspólnego,
Tobie
też radzę, kolego,
Nie
zgódź się na mózgu pranie,
W domu
sobie zjedz śniadanie,
A gdy
będziesz wypoczęty,
To nie
zwiodą cię przekręty.
Znów zbliżają się kongresy by Weteran is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.
W oparciu o utwór dostępny pod adresem http://euterpolacje.blogspot.co.uk/2013/07/znow-zblizaja-sie-kongresy.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
komentarz do wstawienia