środa, 28 lipca 2010

Sosnowiec - uniwersalna historia Kongresów

Tam, gdzie leży gród Sosnowiec,
Pędzi stado „drugich owiec”.
Przekonane, że tak trzeba -
Czeka na nie „manna” z nieba.

Szybko miejsca swe zajmują,
Porządkowi je rachują -
Będzie chlubna statystyka
(Choć co roku część gdzieś znika).

Pełni ciepła i miłości
Już czekają w gotowości
Na muzykę, co rozbrzmiewa
Z góry, z prawa oraz z lewa.

Już brzmią pieśni dźwięki czyste,
Część więc leje łzy rzęsiste
Ze wzruszenia, co ich ściska,
Że jest jadła pełna miska.

Już jest pierwsze przemówienie
Pasjonujące szalenie,
W którym zawsze się tłumaczy,.
Po co każdy przyjść tu raczył.

Są sympozja i wykłady,
I tzw. „dobre rady”,
Choć wciąż mówcy mają werwę,
Wszyscy chcą już iść na przerwę.

W wielkim zgiełku i hałasie
Niczym w szkole w pierwszej klasie,
Do jadalni się udają,
Biegiem – aby miejsce zająć.

Bufet zwykłą jest atrapką,
Każdy więc ze swą kanapką
Stoi, siedzi (gdy ma na czym)
I pochłania ją w rozpaczy,

Że już bliski koniec przerwy,
Że mu mogą puścić nerwy,
I że się okaże gburem,
Bo zmęczenie bierze górę.

Ale kogo to obchodzi?
Porządkowy wartko wchodzi
Krzyczy, jakby był na „haju",
Że już pora znów do raju.

Więc radośnie wszyscy spieszą
I się bardzo z tego cieszą,
Wszak przywilej to ogromny,
Choć się ledwo jest przytomnym.

Znów sympozja i wykłady,
Mało kto już daje rady,
Ale wszyscy głośno klaszczą
Z otwartą z zachwytu paszczą.

Wreszcie koniec dnia pierwszego,
Radość jest do upadłego,
Ale nieco ją przyćmiewa
Fakt, że dwa dni jeszcze trzeba

Karmić się tą pyszną „manną”
(Nie być rzeczą jest naganną,
Czynią tak tylko „odstępcy”,
Co są gorsi niż przestępcy...)

Drugi dzień jest wielką próbą,
O pięć godzin trwa za długo,
Nawet przerwa już nie cieszy,
Każdy się do domu spieszy.

Trzeci dzień jest nieco inny,
W nim jest apel do „nieczynnych”,
Doświadczenia i wywiady,
Złote myśli i przykłady.

Jest do zgromadzonych licznych
Wykład tzw. „publiczny”,
Później zaś – by była zmiana -
Jest „Strażnica” odczytana.

Jest coś, czego wszyscy łakną -
I nie może tego braknąć -
Blednie Teatr Telewizji,
„Dramat” zjawia się na wizji.

W nim aktorzy-amatorzy -
Głos z dubbimgu się podłoży -
Choć biblijny z założenia,
Od lat kilku to się zmienia.

Choć ma wymiar religijny,
Coraz słabiej jest „biblijny”,
Służy on do mózgu prania
I propagandy wszczepiania.

Zaś ostatnie przemówienie
Mówi ważny ktoś szalenie,
Musi być koniecznie z Biura,
Wtedy mową więcej wskóra.

Wszyscy wielką ulgę czują,
Lecz udają, że żałują,
Że się wszystko już skończyło,
Przecież tak cudownie było...

Zawiadowcy „Teokracji”,
Mistrzowie manipulacji
Wiedzą, że zmęczenie skłania
Do bezmyślnego wchłaniania

Wszelkich podawanych treści,
By je w głowach „owiec” zmieścić,
Wtłoczyć do podświadomości
By nie miały znajomości

Co jest błędne, co fałszywe,
A co czyste i prawdziwe.
By oddały się w niewolę,
Mając niby wolną wolę.

Ludzie różnią się od owiec,
Bo od zwierza różny człowiek.
Bądź łagodny, pokojowy,
Lecz używaj przy tym... głowy!